AKTUALNOŚCI - 34. Warszawskie Spotkania Teatralne

W Warszawie noc żywych trupów z żydowskiego getta

 


Recenzja Michaela Handelsalzaltsa w Haaretz


Sztuka miesza rzeczy, które zazwyczaj nie występują razem: horror ze śmiechem i Holokaust z żartami.

„Nasza klasa”, koprodukcja izraelskich teatrów Habima i Cameri opowiada historię 10 polskich i żydowskich dzieci, które razem dorastają, żyją i umierają. To niemal cały wiek polskiej historii, w tym niemiecka i rosyjska inwazja w czasie II Wojny Światowej, zniszczenie społeczności polskich Żydów przez Niemców przy aktywnym udziale Polaków. Nie wszyscy oczywiście – ale też nie tak niewielu – brało udział  w morderstwach swoich kolegów z klasy.

Sztuka, która z powodzeniem wystawiana była w wielu zakątkach świata, nie tylko w Izraelu i w Polsce, została napisana przez polskiego dramatopisarza Tadeusz Słobodzianka. Co skłoniło go do napisania sztuki pokazującej bardzo bolesną prawdę o polsko-żydowskich relacjach w czasie Holokaustu? „Przede wszystkim musimy przyjąć do wiadomości prawdę na temat tego, co się stało” – powiedział Haaretz.

Słobodzianek jest dyrektorem warszawskiego Teatru Dramatycznego, który mieści się w Pałacu Kultury i Nauki – olbrzymim budynku pozostałym z sowieckich czasów i znajdującym się w centrum miasta. Jego teatr, korzystający z patronatu władz miasta, zorganizował Warszawskie Spotkania Teatralne, które pokazują stołecznej publiczności najciekawsze propozycje teatrów z całej Polski.

Na festiwalu, który odbywa się już po raz 34 i wciąż rośnie w siłę, obejrzeć można 14 polskich produkcji prezentowanych od 4 do 14 kwietnia. Na otwarcie została pokazana premiera najnowszej produkcji Teatru Dramatycznego  – „Noc żywych Żydów”. Sztuka jest adaptacją powieści Igora Ostachowicza, która w zeszłym roku była głównym pretendentem do Nike, najbardziej prestiżowej polskiej nagrody literackiej. Przedstawienie wyreżyserowali Aleksandra Popławska i Marek Kalita.

Główny bohater nazywa się po prostu Bezimienny. Mieszka w budynku stojącym na terenie dawnego warszawskiego getta. Ma trzydzieści kilka lat, jest wykształcony, ale woli zarabiać na życie jako glazurnik, bo dzięki temu może być swoim własnym szefem i nie płacić podatków.

Pogardza jednak każdym, kto żyje na koszt podatników. Opiekuje się swoją dziewczyną, Chudą – anorektyczką, weganką i miłośniczką jogi. Chuda słyszy odgłosy z piwnicy, w Internecie znajduje wyjaśnienie, że są to duchy Żydów w piwnicach i kanałach pod Muranowem, dzielnicą miasta, która kiedyś była częścią warszawskiego getta.

Tytuł powieści i sztuki więcej niż tylko sugeruje skojarzenie z „Nocą żywych trupów”. Wielu recenzentom książki nie przypadło do gustu porównanie Żydów z getta do zombi. Ale to porównanie jest dokładnie tym, o co autorowi  chodziło. Jest zdecydowanie w stylu groteskowego horroru à la „Bękarty wojny” Quentina Tarantino czy „Maus” Arta Spiegelmana – komiksu przedstawiającego Niemców jako koty, Żydów jako szczury, a Polaków jako świnie.

Muzyka pop i król popu    

Bezimienny protagonista spotyka polskiego antysemitę - dziadka, który opowiada makabryczne żarty o  Holokauście (nie wszystkim wydają się one zabawne, mi tak, ale nie będę ich cytował). Dziadkowi towarzyszy jego seksowna wnuczka. Żydzi z wychodzący piwnic pukają do drzwi bohatera.

Wśród nich jest ojciec mówiący w jidysz (z nieprzekonującym akcentem), jego córka Rachela, która się nie uśmiecha (dlatego została w piwnicy i nie dane jej było pójść do nieba) i Dawid bez połowy twarzy. Później gubi zresztą rękę, jak przystało na prawdziwego zombi. Główną prośbą Żydów jest możliwość posłuchania współczesnej muzyki popularnej. Dawid, na przykład, marzy, by posłuchać Michaela Jacksona.

Chuda i Bezimienny zabierają Żydów, którzy wychodzą z piwnic, do miejsca o nazwie Arkadia. Żeby zrozumieć makabryczny humor tej sytuacji, musicie wiedzieć – o czym też nie wiedziałam, dopóki ktoś mi tego nie wyjaśnił – że Arkadia to ogromne, wspaniałe centrum handlowe w Warszawie. Polacy uważają je za symbol dekadenckiego konsumpcjonizmu. Powiedziano mi, że grupy młodych Izraelczyków, którzy przyjeżdżają do Polski na Marsz Żywych, wycieczki upamiętniające Holokaust, z entuzjazmem spędzają czas w Arkadii. Podczas śniadania w gigantycznym hotelu, gdzie się zatrzymałem, słyszałem turystów z Marszu Żywych mówiących jednym tchem o Majdanku i trampkach w sklepie w Arkadii. Shoah nie Shoah, życie powoli toczy się dalej.

A zatem Bezimienny zabiera Rachelę i Dawida na zakupy do Arkadii. Dziewczyna, do tej pory ubrana na czarno, wraca z centrum handlowego w miniówie i  odsłaniającej ramiona koszulce i… prawie się uśmiecha. Za to Dawid, który gubi, a potem znajduje rękę w Arkadii, zdobywa płyty i teledyski Michaela Jacksona. Razem z Rachelą wykonują Moonwalk do oryginalnej muzyki. Ale Arkadia roi się także od polskich neonazistów – skinheadów, antysemitów i homofobów, którzy szybko okazują się ukrytymi gejami. Sztuka kończy się pojawieniem się nowego Hitlera, lidera neonazistów, raczej karykaturalnego. Śpiewa parodię nazistowskiej pieśni bojowej, która wzywa do spalenia tęczy, będącej symbolem społeczności homoseksualnej. Spalenie tęczy rzeczywiście zdarzyło się  podczas niedawnego marszu nacjonalistów w Warszawie.

Jak się już pewnie zorientowaliście, powieść i sztuka sporządzają danie złożone z motywów zaczerpniętych z popularnej, groteskowej, makabrycznej i postmodernistycznej kultury. Poruszają przy tym bolesne problemy obecne we współczesnej Polsce, w tym pamięci o Żydach, którzy zostali wymazani oraz kompleksu winy (nie bezpodstawnego, by nie powiedzieć więcej) porządnych współczesnych Polaków.      

Rola Premiera

Wszystko to było w książce, która okazała się wielkim sukcesem. A sztuka przyciągnęła również wiele uwagi przed premierą. Okazało się, że autor Igor Ostachowicz jest doradcą i bliskim współpracownikiem polskiego premiera Donalda Tuska, który siedział przez cale trzygodzinne przedstawienie obok autora. Jego obecność w teatrze wywołała zainteresowanie, ponieważ premier i członkowie jego gabinetu rzadko pojawiają się na wydarzeniach kulturalnych.

Marek Kalita współreżyser spektaklu zaadaptował powieść na scenę, on również gra główną rolę (Kalita wyreżyserował także sztukę Hanocha Levina „Ichś Fiszer”).

Scena jest pudełkiem o metalowych ścianach, w których otwieranie i zamykanie drzwi powoduje olbrzymi hałas. W zgodzie z tradycją teatru, na przykład, Krzysztofa Warlikowskiego, scenografia i światło, są ciągle w użytku", tak jak i muzyka, która przywołuje hity polskiej muzyki popularnej, zarówno współczesnej, jak i dawniejszej. Jeden z bohaterów ma w telefonie polski hymn jako dzwonek.

Spektakl mnie wciągnął – Jestem profesjonalnym krytykiem teatralnym, izraelskim Żydem i Polakiem, rozumiem język i kulturę, choć brakuje mi głębokiego emocjonalnego zaangażowania w polskie życie współczesne. Przedstawienie jest interesujące zarówno pod względem stylu i podejmowanych tematów, nie boi się łączyć rzeczy, których normalnie się nie łączy: horroru i śmiechu, Holokaustu i żartów.

Ale w teatralnym miksie usłyszałem rzeczy, które mnie zdziwiły. Na przykład, Rachela  pytana przez Bezimiennego, dlaczego wciąż mieszkają w piwnicach domów pobudowanych na gruzach getta, odpowiada:
„Różnie. Pod Warszawą zostali tylko ci, z którymi coś jest nie tak. Najwięcej jest tych w szoku. Nie potrafią się pozbierać, niektórzy obrażeni na boga. Różnie. Niektórzy boją się, że wszystko zrozumieją. Albo jeszcze gorzej – że będą musieli wybaczyć. Są i tacy, co pracowali w policji w Sonderkomando. Mój ojciec to co innego. Twardziel, zero szoku. Był w powstaniu żydowskim, potem w polskim. Wszyscy go szanują. Został dla mnie. Nie chce mnie tu zostawić samej. A teraz wszyscy są pobudzeni, nikt nie chce spokojnie leżeć w piachu.”

Rachunek sumienia

Dla mnie to tłumaczy cały spektakl, Rachela zrozumiała coś bardzo głębokiego z życia polskich Żydów. Generalnie, sztuka wydaje się – ze wszystkimi plusami i minusami (w tym niewybrednie przepracowany gejowski motyw) – kontynuacją rachunku sumienia polskiej inteligencji. Widzowie teatralni powinni więc zrobić swój własny rachunek sumienia.

Pod koniec spektaklu długie czerwone flagi powiewają nad sceną, jak te które powiewały nad paradami nazistów. To oklepana symbolika – pomyślałem, ale nagle zauważyłem w centrum sceny powiewające flagi z głową Myszki Miki. Na przyjęciu po premierze, scenografka powiedziała mi, ze ten motyw (bardzo udany moim zdaniem) został dodany rano w dniu premiery.

Zanim usiadłem do recenzji, przeczytałem w „Gazecie Wyborczej”, jednej z najbardziej szanowanych polskich gazet, brutalną recenzję sztuki. Recenzent twierdzi, że głos Żydów reprezentowany jest przez całkiem inteligentnego, oderwanego od rzeczywistości apatycznego bohatera, który reprezentuje polską kasę średnią w niezbyt pochlebny dla niej sposób. Krytyk pogardza również rozrywkową warstwą sztuki nazywając ją żałosnym i nędznym wodewilem.

Nawet jeśli widzę niedoskonałości tej sztuki, jej długość i proste rozwiązania (w tym sprawę gejów, która, jak rozumiem, jest niemal obowiązkowa w Polsce), myślę, że było to ważne doświadczenie. Spektakl odnosi się do nierozwiązanych problemów historycznego i współczesnego doświadczenia – problemów być może niemożliwych do rozwiązania.

Przedstawienie kończy się krótkim filmem, w którym Bezimienny biegnie ulicami miasta wśród tłumów, z metalową rurką, by bronić Polski przed pojawiającym się nowym Hitlerem, groteskową karykaturą. Wydaje mi się, że twórcy chcieli w ten sposób powiedzieć, że nawet porządni i zdrowi na umyśle ludzie mogą dać się ponieść rasizmowi, nacjonalizmowi i przemocy w obliczu prawdziwych niebezpieczeństw, nawet jeśli większość tych niebezpieczeństw jest wymyślona lub zniekształcona. To lekcja zarówno dla Polski, jak i Izraela.

Zakładam, że twórcy będę jeszcze pracowali nad spektaklem zanim powróci on na scenę pod koniec kwietnia. W międzyczasie planuję przeczytać książkę.  

Mam nadzieję, że autor służy dobrą radą premierowi. Zastanawiam się też, kiedy premier Izraela będzie miał za doradców pisarzy, którym niestraszne skomplikowane i bolesne sprawy.

Michael Handelzalts

Haaretz Newspaper


Michael Handelzalts (1950) – urodzony

w Polsce wybitny izraelski krytyk, pisze w Haaretz Newspaper,  założyciel Book Review Magazine.

Haaretz to najstarszy dziennik w Izraelu, w wersji angielskojęzycznej wydawany i sprzedawany razem z International New York Time.      

Imprezowe towarzystwo WST





IMPREZOWE TOWARZYSTWO WST

W piątek ruszyły Warszawskie Spotkania Teatralne. W programie aż 14 spektakli z całej Polski. Ważnym nurtem festiwalu będą imprezy towarzyszące, a wśród nich koncerty m.in.: „Do tańca” awangardowej formacji Janusz Prusinowski Trio oraz kolektywu dj-skiego Niewinni Czarodzieje, kiermasz książek, warsztaty, spektakl Teatru Robotycznego zrealizowanego przez Centrum Nauki Kopernik, przegląd najważniejszych przedstawień grupy teatralnej Malabar Hotel, a na zakończenie „Monologi Jerzego Treli” do granej na żywo muzyki Zbigniewa Preisnera.

Podczas WST widzowie będą mogli zapoznać się z twórczością jednej z najciekawszych niezależnych grup teatralnych Malabar Hotel. Nazwę teatru jego założyciele – Marcin Bartnikowski i Marcin Bikowski - zaczerpnęli z twórczości Witkacego. Do każdej kolejnej produkcji Malabar zaprasza artystów o różnych rodowodach, doświadczeniach artystycznych i poruszających się w skrajnych estetykach. W centrum zainteresowania grupy jest forma, zarówno rozumiana po Witkacowsku, jak i nawiązująca do teatru plastycznego i lalkowego. Malabar ma na koncie ponad 30 nagród i wyróżnień w Polsce i za granicą. Ich przedstawienia były pokazywane na blisko 100 festiwalach teatralnych na czterech kontynentach. Na Warszawskie Spotkania przyjadą ze swoimi najciekawszymi produkcjami. Zobaczymy m.in. „Bal Danders”, czyli spektakl inspirowany fantastycznymi światami Borgesa, Topora, Poego, ukazujący relacje pomiędzy dziwolągiem, pokazywanym w klatce i jego oprawcą. W głównych rolach lalki i manekiny. Ponadto zobaczymy: „Wesele”, w którym reżyserzy Magdalena Czajkowska i Marcin Bartnikowski wykorzystali fragmenty „Akropolis” i „Wyzwolenia” Stanisława Wyspiańskiego oraz list Lucjana Rydla do Elizy Orzeszkowej oraz „Bacon” - na podstawie utworów Szekspira, wywiadów z Francisem Baconem, tekstów własnych oraz z inspiracji twórczością Thomasa S. Eliota. Inscenizacja ukazuje życie malarza Francisa Bacona przez pryzmat jego twórczości. To spektakl łączący dwie dotychczasowe praktyki Teatru Malabar Hotel: adaptacje klasyki i tworzenie własnej dramaturgii. Główny temat to przenikanie się biografii i sztuki. Jego ukazaniu służy kolaż literacko-plastyczno-muzyczny z ożywionymi demonami Bacona w roli głównej.

Co ponadto wśród imprez towarzyszących WST? Na pewno nie wolno przegapić ciekawych koncertów, a wśród nich  propozycja dla najmłodszych -  „Teatr piosenki” Ani Brody, czyli słowno-muzyczna zabawa z cymbałami wileńskimi, skrzypcami, pianem w głównych rolach. Starsi nie będą się nudzić podczas koncertu „Do tańca” awangardowej formacji Janusz Prusinowski Trio (Grają: Janusz Prusinowski, Piotr Piszczatowski, Michał Żak, Piotr Zgorzelski, Szczepan Pospieszalski), która łączy tradycyjną muzykę polskiej wsi z tańcem i nowoczesnością. Formacja zagra w działającej w Dramatycznym klubokawiarni Made in Wola, gdzie wystąpi także Grupa Teatralna Warszawiaki z utrzymanym w konwencji retro kabaretem „Grunt to forsa” opartym na przedwojennych tekstach mówionych warszawska gwarą. W Cafe Kulturalnej zagrają zaś uwielbiany przez publiczność kolektyw dj-ski Niewinni Czarodzieje (wystąpią Envee i Maceo Wyro) oraz zespołu słynącego z niesztampowego łączenia folkloru z muzyką elektroniczną - Dagadana. Grupa tym razem sięgnie po twórczość poety Janusza Różewicza.

Ciekawie zapowiada się również autorski spektakl jednej z najciekawszych reżyserek młodego pokolenia Barbary Wysockiej, która podczas WST pokaże „Szapocznikow. Stan nieważkości”. Spektakl został zrealizowany w koprodukcji Centrali, warszawskiego Muzeum Sztuki Nowoczesnej i wrocławskiego Teatru Polskiego. Inscenizacja jest komentarzem do życia i dzieła najważniejszej polskiej rzeźbiarki XX wieku. Obok reżyserki w przedstawieniu zobaczymy Adama Szczyszczaja.

Jerzego Treli i Zbigniewa Preisnera chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Ten duet wybitnych twórców wystąpi na zakończenie festiwalu z „Monologami” w Kościele Pokamedulskim. W interpretacji Jerzego Treli usłyszymy najsłynniejsze monologi romantyczne, w których Konrad Mickiewicza będzie spierał się z Bogiem , a Wyspiańskiego  zmierzy się z innym czasem i problemami. Całość oprawiona jest muzyką na żywo Zbigniewa Preisnera.

Szczegóły na warszawskie.org

Na podstawie NATEMAT.PL

Jacek Rakowiecki o 34. WST

 

Jacek Rakowiecki o WST: nie zabrakło mi żadnych głośnych spektakli

Jacek Rakowiecki, były kurator Warszawskich Spotkań Teatralnych o programie tegorocznej, 34. edycji festiwalu, który odbędzie się w dniach 4-14 kwietnia: - Wydaje mi się, że wszystkie ważne wydarzenia sezonu teatralnego zostały przez Zdzisława Pietrasika włączone do programu tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych, co mnie bardzo cieszy. Do fachowości Pietrasika mam duże zaufanie. Może nie zawsze się z nim zgadzam ale estetycznie jest to krytyk i znawca mi bliski.

Widzę również, że mimo konieczności ograniczenia liczby pokazywanych spektakli z powodu mniejszego budżetu WST, Pietrasik "poszedł szeroko". W zeszłym roku ja również ściągałem na WST przedstawienia, które nie do końca były moje. Uznawałem natomiast, że rolą kuratora WST jest też myśleć o różnych gustach i kierować się wydarzeniami, które budziły zainteresowanie i rezonans czy to wśród krytyków, opinii publicznej czy samych widzów.

W efekcie wydaje mi się, że na tegorocznych WST nie zabraknie żadnych głośnych spektakli minionego sezonu, o których słyszałem i które chciałem zobaczyć.

PAP
03-04-2014

Maciej Nowak o 34. WST


Maciej Nowak: program tegorocznych WST to strzał w dziesiątkę

Bardzo się cieszę, że formuła Warszawskich Spotkań Teatralnych, w której odrodzeniu uczestniczyłem kilka lat temu, utrzymuje się; że przywozimy do Warszawy najgłośniejsze spektakle ostatniego sezonu - krytyk teatralny, były wieloletni dyrektor Instytutu Teatralnego w Warszawie Maciej Nowak o tegorocznych 34. Warszawskich Spotkaniach Teatralnych.

Zdzisław Pietrasik, który jest kuratorem tegorocznej edycji, oglądając spektakle ostatniego sezonu cudownie je wyczuł. Myślę, że to strzał w dziesiątkę. Gdybym to ja odpowiadał w tym roku za program Warszawskich Spotkań Teatralnych, to on nie różniłby się w wielkim stopniu od tego, co zaproponował Zdzisław Pietrasik. Wybrał tytuły, o których się w Polsce dyskutowało, a których Warszawa ciągle nie widziała. To o tych spektaklach mówiono i pisano w mediach, a warszawska publiczność i warszawskie media - nie miały okazji tych informacji zweryfikować.

Na pewno zobaczę spektakl teatru, z którym jestem szczególnie związany - czyli "Czarownice z Salem" (na zdjęciu) Teatru Wybrzeże z Gdańska. Chcę też zobaczyć przedstawienie, którego do tej pory nie oglądałem i żałuję tego, ale właśnie jest okazja - "Carycę Katarzynę" Teatru im. S. Żeromskiego z Kielc. Nie widziałem też "Kronosa" w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego Teatru Polskiego we Wrocławiu, a wszystko co słyszałem o tym przedstawieniu wskazuje, że to bardzo udany, interesujący eksperyment. Podobnie jak książka "Kronos" - ważne wydarzenie w recepcji Gombrowicza w naszym kraju.

Prawdę mówiąc, jestem podekscytowany każdym tytułem. Możemy się spodziewać ważnego teatralnego wydarzenia w Warszawie.

W każdym kraju europejskim jest tego typu festiwal stołeczny (...), bo to zawsze w stolicach jest największe nagromadzenie mediów, największa siła promocyjna. Widziałem to, kiedy sam robiłem pięć edycji Warszawskich Spotkań Teatralnych. I nadal jest to widoczne - teatry z mniejszych miast, spoza Warszawy, chcą tutaj przyjeżdżać właśnie głównie dlatego, że poprzez Warszawę i dziennikarzy, którzy tutaj pracują, mogą zyskać prestiż, sławę, znaczenie - również w swoich społecznościach. Wiadomości w Polsce są rozpowszechniane również poprzez Warszawę. I we wszystkich krajach świata - stolica zawsze jest centrum medialnym.

 

partnerzy.jpg