AKTUALNOŚCI - 34. Warszawskie Spotkania Teatralne



"126 procent normy" o 34. WST pisze Kamila Łapicka "wSieci"

Taką właśnie widownię, czyli 576 osób, wśród których miałam szczęście się znaleźć, zgromadził najlepszy spektakl Warszawskich Spotkań Teatralnych - „Czarownice z Salem".

Podczas kwietniowej imprezy widzowie stawili się tłumnie w Teatrze Dramatycznym. Nic dziwnego - program tegorocznego festiwalu zdominowały głośne (co niekoniecznie znaczy dobre) tytuły: „Do Damaszku" Jana Klaty, „Kronos" Krzysztofa Garbaczewskiego czy „Caryca Katarzyna" duetu Jolanta Janiczak i Witor Rubin. Przedstawienia te wpisują się w aktualne spory światopoglądowe i niewątpliwie dają świadectwo naszej epoce. Niestety gorzkie.

Swoje święto mieli koneserzy teatru formy, dla których przygotowano Malabar Fest -przegląd spektakli jednej z najciekawszych grup niezależnych, Teatru Malabar Hotel. Marcin Bikowski i Marcin Bartnikowski robią naprawdę oszałamiająco dobre rzeczy i jeśli jest ktoś, kto jeszcze nie widział teatru lalek dla dorosłych, powinien zobaczyć kultowy „Baldanders" albo niedawną premierę „Mistrza i Małgorzaty". I przeczytać zamieszczony w miesięczniku „Teatr" esej Marcina Bartnikowskego „O nienazwanym", w którym rozprawia się z utożsamianiem teatru lalek z bezpieczną klasyką spod znaku „Jasia i Małgosi" i dowodzi, że „określenie »teatr lalek« nie opisuje dokładnie zjawiska, w którym mieszają się swobodnie elementy lalkowe, dramatyczne, taneczne, muzyczne czy stricte plastyczne".

Czas jednak wrócić do Salem. Reżyser Adam Nalepa i aktorzy Teatru Wybrzeże pokazali prawdziwe widowisko i chyba zaskoczyli warszawiaków, bo okazało się, że spektakl oparty wyłącznie na wybitnej literaturze także może się udać. Katarzyna Dałek jako manipulatorska Abigail Williams była arcysmaczna i skuteczna. Metod wywierania wpływu mógłby się od niej nauczyć niejeden kandydat na niejedno stanowisko. Pokazała nie tylko znakomite możliwości dramatyczne, ale także wokalne, śpiewając operowym głosem „Ave Maria". Jej scenicznym partnerem, a właściwie oponentem, był grany przez Mirosława Bakę John Proctor. „Ostatni sprawiedliwy w Salem" pomieścił w sobie nie tylko zdrowy rozsądek, lecz również nutki cynizmu i czułości.

Bardzo zgrany tercet. Widać zresztą, że aktor, który od 25 lat występuje na scenie Wybrzeża, jest w życiowej formie. Adam Nalepa deklarował, że chce otworzyć swój spektakl na każdy czas, mając na względzie jedynie prawo Homo homini lupus est. Każdy może więc wpisać w ten proces własną historię i mieć nadzieję, że za niezłomność spotka go lepszy los niż ten, którego zaznał John Proctor.   

KAMILA ŁAPICKA

partnerzy.jpg