AKTUALNOŚCI - 33 Warszawskie Spotkania Teatralne / 18.04 - 01.05.2013

 

 

Podczas tegorocznych Warszawskich Spotkań Teatralnych (18 kwietnia - 1 maja) czekałam właściwie na dwa spektakle muzyczne z Wrocławia. "Pieśni Leara" Teatru Pieśni Kozła i "Frankensteina" Teatru Capitol. Zobaczyłam dwa różne światy. Liturgiczny i musicalowy. Oba zachwycające - pisze Kamila Łapicka w Sieciach.

Na przedstawieniach, które widziałam, Warszawa przyjęła "Kozły" w Teatrze Na Woli standing ovation, natomiast Capitol średnio wypełnioną widownią na popołudniówce w Dramatycznym. Ten fakt nie odebrał aktorom rezonu i pokazali trzygodzinne show, pełne mrocznych, choć niezwykle zdystansowanych do siebie postaci. Każda miała pobieloną twarz, ciemne usta i oczy. Wojciech Kościelniak - reżyser i autor adaptacji debiutanckiej powieści 21-letniej Mary Shelley - utrzymał klimat grozy. Zresztą tytuły piosenek mówią same za siebie: "Tango kwas", "Mózgu, wróć!", "Kto się nie schowa, nie żyje". Moi faworyci to jednak "Czekanie" - wzruszający song samotnej matki Wiktora Frankensteina (fenomenalna Justyna Szafran) - i opowieść niewidomego skrzypka o kolegach poległych w wąwozie, "Paso Muerte". Śpiewający ją Adrian Kaca, absolwent wrocławskiej PWST od 2011 r., dorównuje dojrzałością i finezją wykonania weteranom - Mariuszowi Kiljanowi (Frankenstein) i Cezaremu Studniakowi (Monstrum).

"Pieśni Leara" [na zdjęciu] także przyniosły muzyczne objawienie: to Monika Dryl grająca Kordelię. Aktorka znana z seriali, której teatr nie rozpieszczał dotąd głównymi rolami, dostała niebywałą szansę i wykorzystała ją w 200 proc. Ma przepiękny, kształcony głos. Kiedy siedząc pośrodku sceny, wyśpiewuje tym samym tekstem lament Kordelii w trzech okresach życia - dziecka, dziewczyny i młodej kobiety - w jakiś podświadomy sposób przenika w nas sens tragedii Shakespeare'a. To odważne słowa, ale Grzegorz Bral przygotował odważny spektakl. Ograniczył scenografię do kilkunastu czarnych krzeseł, uwierzył, że każdy widz zna smutną historię Leara, więc może pokazać dźwiękiem tylko wybrane momenty, i zaprezentował pieśni, których wielu z nas dosłownie nie rozumie. Międzynarodowy zespół aktorski śpiewa w języku angielskim, koptyjskim i po łacinie. Bral towarzyszy swoim artystom, siedząc z boku sceny. Jest narratorem. Przed każdą pieśnią wychodzi na proscenium, objaśniając jej sens. Pytany o współczesny wydźwięk swojego spektaklu, mówi o próbie przywrócenia ludziom prawa do zbiorowego lamentu, który w Europie został już niemal zapomniany, a musi nastąpić, po to by po każdym wielkim dramacie świat wrócił do normy.

partnerzy.jpg