AKTUALNOŚCI - 33 Warszawskie Spotkania Teatralne / 18.04 - 01.05.2013

 

 

 

Jak fajnie nie być dyrektorem Warszawskich Spotkań Teatralnych. Wchodzisz na festiwalowy spektakl do Teatru Dramatycznego w Warszawie bez lęku, bo nikt nie wiesza się na tobie żądając dodatkowej wejściówki, a jeszcze lepiej - wprowadzenia na krzywy ryj. Jesteś w stanie normalnie przywitać się ze znajomymi i przy okazji powysłuchiwać konfidencjonalnych wyznań: - No, za waszych czasów to był klimat - pisze Maciej Nowak w Przekroju.

Jak przyjemnie nie uczestniczyć w histerycznych spotkaniach z paniami i panami z Urzędu, o zaciętych spojrzeniach, którzy pukają ołówkami w gęsto zapisane notatniki i wypytują dlaczego nie zaprosiłeś spektaklu tego reżysera, a dlaczego tamten jest na WST już trzeci raz z rzędu? Przecież to są nasze pieniądze i my musimy wiedzieć! Jak wspaniale nie wysłuchiwać nieustannych przypomnień, że to jest impreza finansowana przez Jej Ekscelencję, a nie autorski program jakiegoś grubasa. Jak dobrze nie przejmować się pustymi miejscami na widowni i jak dobrze nie przejmować się psychoanalizą spojrzeń i gestów lokalnych watażków od kultury. Podobało się? Nie podobało się? Naburmuszony czy po prostu noga boli?

Jak dobrze przypomnieć sobie przy okazji WST, że Tadeusz Słobodzianek to autor wybitny. Jego najnowsze dzieło - "Młody Stalin", wystawiony na scenie Teatru Dramatycznego, zaciemnia ten obraz, tymczasem "Nasza klasa" z Katona Szinhaz z Budapesztu po raz kolejny ukazuje wielką potencję i znaczenie tekstu, który kilka lat temu dostał Nagrodę Nike. A przy okazji kieruje też myśli ku warszawskiej realizacji tej sztuki w Teatrze Na Woli, dzięki czemu można rozwiać wątpliwości, czy Ondrej Spisak to świetny reżyser, co po "Młodym Stalinie" nie było tak oczywiste. Jak fantastycznie pomyśleć, że istnieje ciągłość linii programowej WST, gdyż o przyjazd "Naszej klasy", tyle że z londyńskiego National Theatre po światowej prapremierze, zabiegaliśmy już kilka lat temu. Jak cudownie obejrzeć przedstawienie ulubionych twórców wiceprezydenta - Warszawy Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego "Położnice szpitala św. Zofii" z Teatru Rozrywki w Chorzowie. I jak dobrze uświadomić sobie, że Strzępka i Demirski są jedynymi teatralnikami, którzy mają odwagę krytycznie przyglądać się stołecznej rzeczywistości. Rok temu w ramach WST pokazali "Tęczową trybunę", opowiadającą o bombastycznym Stadionie Narodowym, teraz w spektaklu z Chorzowa pokazują krwawą wizję warszawskiej służby zdrowia i akcji "Rodzić po ludzku".

Jak super obejrzeć po raz kolejny wspaniałych aktorów Teatru Polskiego z Bydgoszczy bezkarnie i bez poczucia winy, że ciągle tylko Bydgoszcz i Bydgoszcz. Tym razem to "Wiśniowy sad" w reż. Pawła Łysaka, którego pierwsza część porywa, a druga - rozczarowuje. Pomysł, by wszyscy bohaterowie tej inteligenckiej komedii byli łajdakami, szubrawcami, idiotami i pozerami, osobami niesympatycznymi i niespełna rozumu, miał w sobie radykalną siłę, która im bliżej końca rozmieniała się na drobne, stereotypizowała w czechowowskie klimaciki. Jak dobrze, że Małymi Warszawskimi Spotkaniami Teatralnymi kieruje Marek Waszkiel, specjalista od teatru lalek o niepodważalnym autorytecie. Jak przyjemnie powitać na afiszu WST samych przyjaciół: Grzegorza Wiśniewskiego, Łukasza Czuja, Barbarę Wysocką, Mikołaja Grabowskiego, Grzegorza Brala, Pawła Świątka, Remigiusza Brzyka, Jana Klatę, Wojciecha Kościelniaka, Tomasz Hynka, Roberta Jarosza, a także Mariusza Grzegorzka, którego spektakl prezentowaliśmy na pierwszej edycji odrodzonych WST. I jak cudnie przekonać się, że gusta homolobby niczym nie różnią się od wyborów heterodziadów.

partnerzy.jpg